środa, 30 września 2009

Dyskusja odnośnie wyroku ws. Alicji Tysiąc (tagi: aborcja, kościół, szatan i zło)

Na blogu Cookie Monstera wywiązała się dyskusja w w/w sprawie. Jeżeli chcielibyście wyrazić swą opinię to zapraszam, a dla Autora bloga na pewno będzie miło poczytać i podyskutować.

Link obok a dla leniwych : 
http://cookierides.blogspot.com/2009/09/wolnosc-sowa-dla-koscioa.html?showComment=1254316012723#c5792532653899322527

Kącik pseudo-poetyczny , odcinek 2

Dziś zapraszam do lektury kolejnych wielkopomnych dzieł



Muzyka reggae to truskawki

Nie znali cierpienia
Potwór
Męczy go cisza
Reggae jest jak truskawki
Przejmujące
Nagość to bolesny wiatr
Wechnienie
to nicość

by Kitrak

Trochę z profilu

Obserwuję mrówki
Poszedłbym z Tobą
Na randkę do Auchan
Kupiłbym Ci
rękawice murarskie
Ty byś westchnęła
Tak! Tak!
Zielone szaleństwo!
Ekstaza!
agonia...

by Kitrak


Wieża Babilon

Ile zła na codzień
ile niezrozumienia
w słowach, w samych myślach
W końcu przyjdzie on
i spadnie deszcz,
a ja otwieram piwo...
 ...zapalam fajka
stoję na balkonie
i patrzę jak świat płonie
wracam, siadam
i oglądam telewizję
i patrzę jak świat legnie w gruzach
jak cofa się czas
jak człowiek się cofa
jak płonie świat

by Wilk

Mówiąc za siebie, nie za Kitraka - boję się tworzyć czegoś o poważnej tematyce, boję się, że nie podołam zadaniu i wyjdzie gówno. Dlatego ubieram wszystko w śmiech. Być może ktoś zauważy choć kroplę sensu w tym śmiechu, może namiastkę tego co mogłoby powstać.
To taki mój striptiz na dzisiaj.
Pozdrawiam.

wtorek, 29 września 2009

Kącik pseudo-poetyczny , odcinek 1

Wwwwwitam Witam Witam Witam :)

Dziś otwieram kącik w którym będziecie mogli przeczytać bazgroły moje oraz Kitraka i cieszyć się naszą głupotą.

Oto pierwszy z nich:


Drzewo


Czemu spijasz z moich oczu zew
Pada deszcz raniąc lustro oceanu
Tupot białych mew
Przechadzający się zmrok
Nie robi już różnicy
Łzy po prostu drążą skałę
Skała po prostu jest
Słucha.
by Wilk

Zachęcam do krytyki w komentarzach. Liryczne cuda powinny się pojawiać dość często.

niedziela, 27 września 2009

200

Wczoraj wybiło 200 odsłon mojego bloga. Wiem, że to w porównaniu z innymi jest to żadne osiągnięcie ale jednak...

...Chciałem podziękować każdemu czytelnikowi który zajrzał na tą stronę. Podwójnie temu który zostawił po sobie ślad - komentarz.

Zachęcam do zostawiania komentarzy. Dzięki nim możemy konfrontować swoje "widzimisie", nasze opinie, pokłócić się trochę. Tak, żeby było ogólnie przyjemniej. Komentarze pod postami przekonują mnie, że nie tylko ja czytam swojego bloga xD

Wielkie Dzięki

Koncert Elektrycznych Gitar już DZIŚ

Witam Was jakże promiennie :)
Nie wiem dlaczego, czy mi się przyśniło, że tego posta zamieściłem w piątek (bo taki był zamiar) , czy mój umysł już mi płata figle, czy co. Nie zamieściłem :(  W każdym bądź razie post na ostatnią chwilę.

O godzinie 16 w Parku Sowińskiego (na Woli) w amfiteatrze gdzie grali m.in. Sigur Ros, Kelis, Kult, Lady Pank, Waglewski i inni, wystąpią dzisiaj Elektryczne Gitary oraz Zacier.

Wstęp darmowy. Gorąco zachęcam do pojawienia się na koncercie :)

piątek, 25 września 2009

Lincz na koncercie Peji

Pewnie słyszeliście już o wydarzeniu tak zwanym, które zaszło na koncercie Peji. Jak dla mnie Peja, jest żadnym raperem. Do rapu wniósł niestety nic, a jak widać cham i burak :P

A publika wcale nie lepsza. Może się ze mną nie zgodzicie,ale jak dla mnie to są zwierzęta. Paredziesiąt ludzi dających się sprowokować przez jednego gościa - Peję. Żaden autorytet. Dał hasło ze sceny, z góry. I mamy nierówną walkę. Rychu Peja mógł czuć się bezpieczny, bo jego honoru bronią "fani". Nieźle. To jest chore. Co debil może zrobić z debilami. Ale przykłady liczne mamy i w historii i na codzień. Niestety. Nic się nie zmienia, a zwierzęta pozostają zwierzętami.

Odnośnie zapytania z komentarza, wyjaśnię niejasności :) odnośnie mojego posta i całej sprawy.

Film uzyskałem z jakiejś witryny, wstawiłem w takim rozmiarze w jakim znalazłem. Sądzę,że nawet jeśli zasłania kawałek mojego wspaniałego bloga to na większym ekranie ogląda się lepiej :)

Napisałem krótkiego bulwersa, ponieważ założyłem że każdy co nie co słyszał w radiu/telewizji/dowiedział się z gazety itd. a film uzupełni jego wiadomości na ten temat. W zasadzie nie wymaga komentarza, ponieważ każdy widzi co na filmiku się dzieje.

W skrócie. Koncert rapera Peji. "Fan" pokazuje mu środkowy palec. Pan Wielki Raper uznał, że to plama na jego honorze, przerwał "występ" i w sumie reszta jest załączona w nagraniu. Lecą jakże wysokolotne przezwiska, Peja jeszcze odkrzykuje ze sceny "wiecie co z nim zrobić" i bydło rzuca się na chłopaka. Później jakże męski i odważny Peja rzuca sloganem "tak kończą frajerzy". Mam nadzieję, że Peja dostanie choćby wyyyyysoką grzywną (ojciec chłopaka wytoczył już przeciw raperowi sprawę). Nie wiem czy sobie poradzi, bo przecież (jeżdżąc wypasionym BMW M5)klepie i zarazem reprezentuje biedę.





Masa – relacja




Powiem tak, poszło szybko i gładko. Mało postojów, dość fajne tempo i parę „smaczków”. Na minus mogę zaliczyć tylko gościa (pieszego nie uczestniczącego w przejeździe) który w pewnym momencie trasy, postanowił chodzić po przejściu dla pieszych, drzeć mordę za przeproszeniem i „wyłapywać” rowerzystów. Myślałem, że obejdzie się bez przejechania podchmielonego jegomościa, ponieważ zszedł mi z drogi namierzając inną ofiarę. Jednak w ostatniej chwili zmienił zdanie i skierował się na mnie. Dałem po hamplach, a ten łapiąc mnie za kierownicę rzekł : „nie wizisz, że zielone jest??(chyba chodziło mu o czerwone) zatrzymaj się ku**a” i chciał mi przekazać zapewne inne cenne uwagi, ale znudziło mnie jego towarzystwo, wyszarpnąłem kierownicę i pokulałem się ze znajomymi dalej. Nic nie powiedziałem. (Natomiast Cookie po fakcie pouczył mnie co mówić w takich sytuacjach, (dzięki Cookie, jesteś Słita$ny! :*) a na serio to rzeczywiście – figurowaliśmy jako kolumna, a kolumna nie ma przymusu zatrzymywania się na światełkach. Mniej więcej tak to ujął).Zazwyczaj daję ludziom powiedzieć co myślą. Jeżeli nie są to wyżyny intelektualne to nie wdaję się w dyskusje. Chyba nie byłem pierwszy i ostatni ponieważ tu i ówdzie inni uczestnicy Masy „złorzeczyli” temu Panu.
Następnym spotkanym ale totalnym idiotą był totalny idiota w szarym sedanie, to był chyba stary opel omega. Nie wiem przed kim chciał się popisać ale urządził sobie na zakręcie drifting, prawie potrącając 5 naszych rowerzystów. Na szczęście się odsunęli w porę. Opony zapiszczały, a w ciasnym zakręcie cykliści przeklinali w duchu oraz zewnętrznie totalnego idiotę. Po nim zostało tylko niesmaczne wspomnienie i może ciche życzenie, że jadąc 70km/h bezpośrednio obok kolumny rowerzystów natknie się na policję osłaniającą przejazd, która akurat się tam znajdowała. Oby.
Jeśli chodzi o przyjemniejsze aspekty to na pewno pozytywna atmosfera. Tu i tam, przed Tobą i za Tobą słychać szuranie opony o oponę. Stosunki błotnik-opona również często widziane/słyszane. Nikt się nie burzył, jeśli się na kogoś wpadło. Nawet jeżeli część z naszych rowerzystów – grupa głośna – świstała, dzwoniła, bębniła, krzyczała, trąbiła… Jeżeli komuś przeszkadzało, westchnął pod nosem nie zwracając uwagi i nie psując atmosfery.
Piesi robili nam zdjęcia i ogólnie na finiszu zostaliśmy przyjęci jak Tour de Pologne. Dziesiątki wystawionych rąk po to by przybić pionę :D Oczywiście podjeżdżałem i klapałem łapa za łapą, grunt to zabawa i otwartość. Ludzie dziękowali i uśmiechali się. To było świetne. Kit. nawet powiedział : „ha, no nawet ja mogę się poczuć przez chwilę bohaterem”. W istocie było bardzo miło. Na końcu usłyszeliśmy, że było nas tysiąc-coś tam i podnieśliśmy nasze maszynki :) Następnie Jakiś facet (sprawdzam właśnie jak się nazywał… o jest!) Przemysław Owczarek zaprezentował nam fragmenty z jego tomiku poezji „Cyklist”. Było i o rowerach i o grzybach i o przyprawianiu mięsa – bardzo soczyście. Jak uda mi się gdzieś zdobyć choćby fragmenty, to oczywiście się nimi z Wami podzielę.
Zachęcam do brania udziału w Masie, bo przecież o to chodzi, żeby w Masie było jak najwięcej Masy. No i oczywiście się dobrze bawić, poznawać nowych i pozytywnych ludzi z tą samą korbą co my – rowerową :D

Dzisiaj Masa Krytyczna!




Dzisiaj odbędzie się kolejna masa krytyczna :) Nie wiem jak dotelepię się do końca trasy ponieważ jestem chory i w sumie powinienem zdychać w łóżku.

Jednak wolę zdychać na moich dwóch kółkach :) Dzisiaj, jak zwykle o 18 (nooo, powiedzmy że o 18, wiadomo, że się przeciąga ) wyruszymy podbijać puste ulice Warszawy – miejsce startu i zakończenia, oczywiście jak poprzednio Pl. Zamkowy.  Mam nadzieję, że uda mi się cyknąć choć jedną ciekawszą fotkę.
Zapraszam wszystkich do dołączenia, bierzcie przyjaciół, swoje drugie połówki i tak dalej. Zapraszajcie każdego kto ma bajka, aby było nas jak najwięcej :) Polecam wziąć tylko cieplejsze ciuszki bo chłodnawo jest, a wieczorem to hu hu.
Do zobaczenia na trasie :D

Piątek...


Piątek… Piątek to wspaniały dzień, ale czy aby na pewno? „Piątek” jest to krótki metraż Studia (dajmy na to) Diabolic Team (pozdrawiam chłopcy :P ),a właściwiej Grzegorza Barańskiego i Roberta Kózki. Jeśli podobał Wam się „Dzień Świra”, spodoba Wam się również „Piątek”, zwłaszcza jeśli pamiętacie czasy liceum (lub do niego jeszcze uczęszczacie). „Piątek” to według mnie kawał solidnej roboty. Powstał nawet jego sequel. (I jak się właśnie dowiedziałem również „Piątek III” – wszystkie zamieszczę pod postem). Grzegorz Barański zabrał się nawet poważniej za film amatorski. Jeżeli jesteście ciekawi to zamieszczam również dzieło zespołu Bracia Grimm – „Białe zaczynają”.
Zapraszam do obejrzenia :)
Piątek :


Piątek II :



Piątek III :



Białe Zaczynają :


czwartek, 24 września 2009

Odrzucone


Dzisiaj zapraszam Was na solidną dawkę absurdu, która osobiście mnie rozwala. Don Hertzfeldt był naprawdę popapranym gościem, ale to jest to coś! Świetny rysownik który tworzy genialne animacje. Być może proste, ale rysunki mają swój odjechany klimat xD
Chciałbym Wam przedstawić „Rejected” („Odrzucone”). Nie ma sensu abym się rozpisywał ponieważ całe wprowadzenie zobaczycie na początku klipu.


„Strzał z sutków rojem dzikich kleszczy” – przyznacie, robi wrażenie :D

środa, 23 września 2009

Piaskiem pisane :P


Pewnie większość z Was słyszała o rysowaniu/malowaniu piaskiem. Ta… ja też. Ale nie wiedziałem, że można za pomocą piasku robić takie cuda!
Ksenia Simonowa, dziewczyna z Ukrainy pokazała w ukraińskiej edycji programu Mam Talent, co można stworzyć…
…piaskiem. Jestem pod dużym wrażeniem. Wg. mnie jest to talent. Jakiś tam Blady Kris? Pff dajcie spokój. Na świecie jest milion lepszych beatboxerów, a w samej Polsce lepszych i skromniejszych :P
Wracając do Kseni to zapraszam do obejrzenia jej pokazu, zadbała o oprawę audio-wizualną i ogląda  się naprawdę przyjemnie :)
 

poniedziałek, 21 września 2009

Moi Drodzy...

...Przepraszam, za to że każdy post zawiera błędy i że układ jest do d#py. Z tym filmem również nie wyszło. Po prostu nie ogarniam jeszcze wszystkiego. Przepraszam, iż posty nie ukazują się stale o danej porze. Mam mało czasu ostatnimi czasy, ale mam nadzieję, że nadal blog będzie odwiedzany. Możecie zaczynać przygotowania do skonfrontowania się z nowym porównaniem produktów. Tym razem poświęcę własne bebechy ponieważ nadciąga TANI NAPÓJ :P Stoi i czeka na mnie w sumie od tygodnia. Muszę zebrać siły i się z nim zmierzyć.

Małe piękne.


Dzisiaj chciałbym przedstawić Wam krótki film który zgarnął masę nagród w 2007 roku. Przyzwyczailiśmy się do pełnometrażówek (oglądanych w kinie lub nie :P) na które przeznacza się tryliardy dolarów. Zachęcam do spróbowania troszeczkę innego klimatu. Jak zwykle, wszystko można porównać do żarcia.  Nie oszukujmy się, w restauracji która ma już swoją sieć i jest wielkokoncerniakiem jesteś szybko i syto „wypełniany”, równie szybko o takim posiłku zapominasz. Z drugiej strony mamy niepozorny barek, który często potrafi zaoferować dużo więcej. Oczywiście niektóre z kapitałochłonnych produkcji są wspaniałe, urzekające i zmieniają nasze życia. Natomiast cały geniusz polega na tym, aby uzyskać taki efekt za pomocą miniatury.
Zapraszam na pokaz filmu „What is that?”. Mam nadzieję , że τι είναι αυτό  Wam się spodoba.



poniedziałek, 14 września 2009

Dready. A nawet dready a kask :)


Od sporszego już czasu chciałem sobie wykonać na głowie dready. Od jakiegoś już czasu myślę co zrobić z kaskiem full face, który jest świetny, tylko za duży na mój czajnik. Skojarzyłem te dwa niesamowite fakty i…
…robię sobie dready! Na razie czekam jednak na dogodny moment. Muszę zrobić sobie jeszcze „normalne” zdjęcie do dowodu i parę innych dupereli.
Jednak przyznacie, iż jestem genialny ponieważ zamiast wydawać  439 zł na upatrzony kask, to wydam ok.200zł (mógłbym za darmo ale chcę mieć zrobione solidnie :D nie obraź się K.!) na dready i będę mógł zapieprzać w posiadanym, pancernym hełmie :D
Grzecznie czekaliście na nowe posty to zarzucę Wam niespodziewankę w postaci 2 klipów.
W tą sobotę ja i Johnny postanowiliśmy urządzić sobie Nocny Rower. Tak, może to akurat w naszym przypadku powiedziane bo wypad trwał zaledwie do 00:00. Ale od początku, zaczęliśmy o 19…
…i pedałowaliśmy w kierunku Parku Szymańskiego na Woli. Fajna miejscówka na pokulanie we w te i we w te. Toż tam mnogo bajsyklowych ścieżków. Ponadto jest tam parę miejscówek dla początkujących Riderów do poskikania i skillowania :)
Johnny od razu uderzył na potężny jak na umiejętności przez nas prezentowane murek. Powtórzył zeskok 3 razy, podczas gdy jego amor piszczał i syczał z bólu. Ale nic się nie stało. Nabił parę punktów doświadczenia i mieliśmy ruszyć dalej atakować coraz to bardziej wyrafinowane przeszkody. Pierwszą z nich były 4 schodki znajdujące się 5 metrów od rzeczonego murka.  Johnny pierwszy, ja tuż za nim. Gdy byłem podczas lotu astralnego z 4 schodów, John już czekał na dole… z przerzutką wbitą pomiędzy szprychy. Znowu :/ tym razem nie urwał się hak. Złamała się cała przerzutnia, i to w dwóch miejscach na raz. Ciekawe. Nie mamy pojęcia jak to się stało. Nie mam pojęcia jak to się dzieje, że Dżon gubi jakąś część na każdym wypadzie. Niesamowite .
No nic, Johnny znowu się poruszał na singlu i jakoś popedałowaliśmy do jego domciu. U Johnniego pograliśmy i podarliśmy ryja, próbując śpiewać Ozzyego – na balkonie :) Wymontowaliśmy przerzutkę z drugiego rowra Dżona (niezły burżuj nie?) i byliśmy bardzo szczęśliwi :D
Następnie udaliśmy się do mnie wyprowadzić piesy, ale mniejsza. W końcu…
Wyruszyliśmy! Nasza przyjaciółka noc czekała na nas od paru dobrych minut, my czekaliśmy na nią. Tylko nas dwóch i puste ulice. Świecąca co druga latarnia, koty na polowaniu, pojedynczy przechodnie. Przyglądaliśmy się tabliczkom, które niezwykle nas interesowały :) Eksplorowaliśmy ciemne zakątki naszej dzielnicy wjeżdżając na każdy nie do końca domknięty teren na który w dzień nie dało rady by się dostać. Ciekawe uczucie rozkoszowania się pustką i dreszczykiem tam „gdzie nie można być”, nic wielkiego, a jednak… nagle przerwane przez ujadanie psów które podbiegły, na szczęście tylko do siatki. Uff… Udaliśmy się pozwiedzać „dzielnicę przemysłową” przy Ordona. Dziwni ludzie tam są, powiadam Wam. Udało nam się wjechać na teren hurtowni spożywczych czy czegoś w tym rodzaju. Następnie ujrzaliśmy wielkie kominy, silosy. Niesamowity widok na wyciągnięcie ręki w mrocznej scenerii. Obok nas przejechał jakiś typ w ciemnym mafijnym Audi, oczywiście z jakimś nieszczęśliwcem w bagażniku. Wyminął nas i jechał – jak z naszych obserwacji wynikało – przerobić go na kiełbaski do zakładów mięsnych obok. Moje słowa tego nie wyrażają, ale byliśmy w szoku podczas gdy 3 wyjeżdżające ciężarówki po kolei chciały nas przejechać. Gdyby to nie była rzeczywistość - w której albo losowo masz spokój, szczęście lub wielkiego pecha – ale film, bylibyśmy zgubieni, ponieważ rowr Johna znowu postanowił odmówić posłuszeństwa. Tym razem zaprotestował łańcuch. Spędziliśmy więc 30 min przy pobliskiej latarni skuwając cholerny, złośliwy łańcuch.
Wróciliśmy do domu idealnie przed deszczem i bez większych sensacji. Morał z tego taki, iż muszę brać ze sobą aparat, który pozwoli moim fotkom opowiadać Wam więcej niż moje – z trudnością dobrane słowa. Fotki z komórki są cienkie, jeżeli nie tragiczne.
Nie mogę się doczekać następnego, naprawdę nocnego i mocnego wypadu. Nocnego Rowra!
Pod spodem fotki Blow Job'a Joe Blow'a, złamanej przerzutki i walki ze sprzętem.



poniedziałek, 7 września 2009

Sheesha : WĘGIELKI




Wszyscy (no prawie wszyscy) uwielbiamy spędzać czas w fajnym towarzystwie, z sensownymi (bardziej lub mniej) ludźmi. A kiedy już dojdzie do takiej zbieraniny, warto mieć to coś. Coś co robi furorę na imprezach, posiadówach, tańcach i baletach. Mowa o popularnej już u nas Sheeshy. Sheesha, shisha, nargila. Jak kto woli. Na pewno w przyszłości zamieszczę tekst traktujący bliżej o fajce wodnej natomiast teraz zapraszam na… porównanie!
Chciałbym (jak zwykle u mnie) przedstawić Wam porównanie, dwóch produktów o tym samym przeznaczeniu, a bez których żadna sheesha działać nie będzie. Chodzi o węgielki. Tak, właśnie węgielki. Przedmiotem testu został węgięl z rozpałką firmy „Three Kings” z Holandii ( 10 sztuk za 9 zł, pakowane w sreberko), oraz tak zwany „cocobrick” czyli węgielek kokosowy ( 0,80 zł za sztukę).
Węgielki służą do podgrzewania melassy (specjalnego tytoniu) który znajduje się we wnętrzu cybucha. Do podgrzewania podkreślam, nie palenia. Spalona melassa to zła melassa. Węgielki umieszcza się nad cybuchem najczęściej na folii aluminiowej (ze zrobionymi własnoręcznie dziurkami, mogą być wzorki :D ) opinającej cybuch, bądź na specjalnym „grillu”- metalowej podstawce z dziurkami. Dziurki są po to, aby powietrze które chcemy wciągnąć razem z dymkiem mogło bez oporów rozżarzać węgielek, przechodzić pomiędzy melassą i mieszać się z dymem. Tyle o technice w okolicach cybucha.
Było trochę teorii, teraz przejdźmy do porównania.
Zaczynam oczywiście od rozpalenia węgielków. Oba węgielki pod tym względem się znacząco różnią. O rozpaleniu węgla kokosowego w warunkach „zewnętrznych”, dajmy na to w parku – możemy zapomnieć. Chyba, że dysponujemy kuchenką turystyczną (wystarczy jeden palnik gazowy), grillem lub ogniskiem. Wtedy odpowiednio wkładamy węgielek pomiędzy rozżarzone elementy i w jakieś 8 min. powinien być gotowy (mowa o rozpalaniu w ognisku/grillu), na palniku może iść opornie – zwłaszcza gdy przeszkadza nam wiatr, ale myślę że przy dobrych patentach da się to zrobić w jakieś 18-22 minuty. Różne źródła i użytkownicy powiadają, że kokos rozpala się 20-30 minut. Mi udało się osiągnąć idealną temperaturę po ok.15 min na kuchence gazowej w domu (na zdjęciu widać rozpalanie). Jest to bardzo przyzwoity wynik. Spróbuję się dowiedzieć jaka dokładnie firma produkuje ten dokładnie węgielek, ponieważ kupowałem na sztuki, nie mam żadnego markowego opakowania.
Węgielek z rozpałką. Do jego rozpalenia wystarczy jedna! zapałka. Jeśli nie ma uciążliwego wiatru możemy z zapałką i draską w garści śmiało podjąć próbę rozpalenia „na szlaku”. Iskry rozpalającego się węgielka to coś niesamowitego, przynajmniej dla mnie. Takie malutkie prywatne fajerwerki : ) Węgielek sam się rozpala, wypada go odmuchać z każdej strony by zażarzył się powierzchnią na której chcemy go położyć. Jest gotowy po ok.3 min od zapalenia. Bardzo wygodne.
Oba węgle mają swoje plusy i minusy.
Kokosowy węgiel nie wydziela, żadnego dymu i nieprzyjemnego (duszącego!) zapachu rozpałki przy rozpalaniu. Nie wdychamy także tych szkodliwych substancji przy paleniu. Jest zdrowszy od węgla z rozpałką ponieważ osiąga niższe temperatury, dzięki czemu z tytoniu wydziela się mniej szkodliwych substancji. Coco efektywnie może się palić ponad 2 godziny ! :D Nie brudzi aż tak, popiół nie rozsypuje się tak tragicznie jak to bywa w przypadku konkurenta. No i oczywiście wspaniały smak melassy nie jest niczym zmącony (rozpałka czasami tragicznie psuje nasze odczucia i walory smakowe tytoniu). Czujemy jedynie naturalny smaczek.  Co do wydzielanego dymu nie zauważyłem istotnej różnicy, jest to raczej sprawa ilości nałożonego tytoniu i jego świeżości (wilgotności).
Minusy kokosa to czas rozpalania w który jest tak długi, że możemy stracić ochotę na nargilę. Samo rozpalanie jest dużo bardziej kłopotliwe, niż w przypadku rozpałkowego. Trzeba też na niego często dmuchać aby zawsze był idealnie rozżarzony (ma mniejszą powierzchnię więc to bardzo istotne). Dłużej musimy czekać na podgrzanie tytoniu, ponieważ jego temperatura jest niższa.
Węgielek z rozpałką jest fantastyczny pod względem szybkości i łatwości rozpalania. Jak wspomniałem, można bez problemu poradzić sobie z nim nawet w parku przy wietrze. Jeżeli chcesz popykać, to podpalasz węgielek i za chwilkę jest już gotowy, to duży plus. Jeżeli jest nie używany, jest mniej kruchy od kokosowego, więc można go transportować bez obaw, że nie będzie czego zapalić.
Rozpałka to rozpałka. Coś za coś. Przy rozpalaniu dostajemy czarny dym, iskry i zapach (niekoniecznie miły ale bez przesady) rozpałki gratis. Smak melasy często ulega pogorszeniu, ale nie jest to na dłuższą metę tak uciążliwe aby przestać korzystać z usług rozpałkowca. Niestety czasami jest nie do wytrzymania i trzeba zakończyć sesję, lub chociaż zarządzić przerwę techniczną na rozpalenie nowego. Spalający się rozpałko wiec strasznie się rozsypuje, w efekcie czego popiół łatwo wpada przez dziurki do melasy. Jeżeli popielniczka jest dość mała to ryzykujemy przy przesuwaniu/ustawianiu węgielka , odpryski/iskry/popiół na podłodze lub co gorsza dywanie. Osobiście stosuję wszelkiej maści podkładki które zabezpieczają w jakimś stopniu przed niechcianymi dziurami w dywanie. Najlepiej sprawdza się oczywiście coś niepalnego. Na przykład metalowa taca czy tacka z piekarnika.
Korzystam z usług obu węgielków wg. potrzeb. Profesjonaliści zarzekają się, że tylko kokosowy jest godny użycia, dla nich najważniejsza jest przyjemność płynąca ze smakowania tytoniu. Węgielek kokosowy to zapewnia :) Ale nie obrażajmy się na rozpałkę, ponieważ w wielu sytuacjach okazuje się zbawienna.
Mam nadzieję, że cokolwiek wyjaśniłem, choć trochę zainteresowałem, ciut pomogłem w wyborze odpowiedniego napędu fajki wodnej.
W przyszłości zapraszam na szczegółowe przedstawienie sheeshy.

Coca-Cola TEST


Dzisiaj (również dzięki Peggy) miałem przyjemność spróbować kolejnego niemieckiego wyrobu. Tym razem padło na Coca-Colę. Zapraszam zatem do porównania z naszą Colą.
Puszki. Obie 330ml, czysty standard. Jak widać na zdjęciu, niemiecka jest wyższa i węższa od polskiej. Wyczuwalna jest również grubość blaszki – w przypadku niemieckiej jest cieńsza i bardziej giętka, podatna na wgniecenia. Dźwięk otwieranej puszki to dla mnie niesamowite przeżycie. Uwalniając nadwyżkę gazu w niemieckiej, słyszę pssyt dużo wyżej położony w skali niż przy otwieraniu polskiej puchy. Wydaje mi się że może to przez konstrukcję przestrzenną puszki (ale farmazony), a raczej wolne miejsce w którym może znajdować się gaz. W niemieckiej CO2 ma więcej miejsca wzwyż, a w polskiej panoszy się bardziej płasko. No wiecie mi o co chodzi. Również otwór przez który pijemy się różni w obu przedstawicielkach gigantycznego potentata. Chuda puszka ma większy, szerszy otwór – więc powinna się zatem szybciej odgazowywać. I tutaj zaskoczenie. Nie! Zostawiona na godzinę nadal smakowała dobrze :D Oczywiście część gazu uleciało, ale jednak w porównaniu z szerszą puszką to sukces. Puszki mają specjalne oznaczenia informujące nas, iż możemy je zwrócić. Za zwrot takowej dostaniemy 25 eurocentów, czyli bardzo przyzwoicie (u nas żuleria by się cieszyła). Ludzie więc nie wyrzucają takich puszek na trawę i nie zostawiają na ławkach. Wracają do sklepu, dostają złotówkę i uradowani wracają do swoich zajęć. A puszka wróci do przetworzenia. Sympatyczne i działa :)
Smak. Tak jak charakterystyczny pssyt był „lżejszy” w niemieckiej puszcze, tak samo jest ze smakiem. Możemy się rozkoszować kolejnym produktem który nie atakuje nas słabo rozpuszczonym koncentratem, tylko zaprzyjaźnia się delikatnym aromatem. Smak mogę określić jako niebieski, bądź błękitny. Dla polskiej Coli będzie to ciemna czerwień, okolice brązu. Tak bowiem określać je mogą syn esteci. Dla ciekawych, proszę wpisać w Google „synestezja”. Niemiecki produkt nie zbombardował mojego języka tysiącami wielkich bąbelków, co nawet niekiedy w przypadku polskiej Coli szczypie :P Tak jakby puszka niemiecka miała zamontowany dyfuzor, który rozbija bąble na mniejsze, ale rzeczywiście jest delikatniej.  John Holy-Whisky opowiadał mi całkiem nie dawno, że jego hmmm… brat cioteczny? - który zamieszkuję barwną Danię – przyjeżdżając do Polski, kupuje całe zgrzewki dwulitrówek i zabiera wyjeżdżając do siebie. Ponoć tak nie smakuje im ich Cola, a nasza to złoto w płynie.
Zastanawiam się czemu tak samo jak w przypadku Nutelli, smak naszej jest bardziej wyrazisty. Czy mamy kubki smakowe potrzebujące naprawdę solidnego aromatu by cokolwiek poczuć?
Zachęcam do spróbowania wyrobu z Berlina. A zwłaszcza proponuję tym którzy wolą bardziej delikatne klimaty.

sobota, 5 września 2009

Jeśli zapytać,"co najbardziej mnie ostatnio denerwuje?" Odpowiedziałbym : larwy i facet z allegro.


Otóż ciepła pora i słoneczko powoli się kończy, powolnym krokiem nadciągają złocenia i brązy. Na drzewkach pojawiło się coś co mnie bardzo denerwuje. Jeszcze gdyby nie ta ilość to rozumiem. A chodzi o larwy. Chciałbym Wam przytoczyć ich nazwę łacińską, jej polski odpowiednik, opowiedzieć o tym kiedy wypadają okresy godowe i ich okresy wylęgu. Mógłbym ściemniać, że to Niestrzęp Głogowiec, Przędziorek czy też Ziemiórka. Niestety pomimo godzinnego internetowego poszukiwania i wklepywania różnych kombinacji słów : larwa, drzewo, liść, nitka itd. Nie udało mi się znaleźć ani jednej wzmianki o dręczącej Warszawę larwie. Dziwne skoro jest tego trylion pod każdym drzewem. Wg. Moich obserwacji te żółtawe larwy mają 3-4mm długości i ok.1.5mm szerokości. Najdłuższe widziane (zahaczone głową) niewidzialne nitki osiągały od spodu liścia czy gałązki jakiś metr. Ciekawe czy mój profesor od biologii wie cóż to za owad… Mniejsza, w każdym bądź razie, na każdej trasie oprócz tej do lodówki, kuchni czy toalety (czyli tej poza  terenem mojego zamieszkania) napotykam te wredne istoty, które nie wiem w czym, ale mają cel przykleić się w jak największej ilości do mnie, do mojego ubrania, do moich psów. Później gdzieś w zagniocie koszuli wnoszę je do domu i są świadkami pisania tego tekstu.
Jeżeli wiecie jak się nazywa owy robaczek, to proszę o informację :) Zdjęcie próbowałem wykonać nawet dwoma telefonami, ale funkcja makro jest w nich po prostu jak Peja – reprezentuje biedę (uh,żarcik). Mój cyfrówek został pożyczony więc przykro mi :(
W temacie wspomniałem o Szanownym Panu z allegro, nie będę się rozpisywał bo nie ma po co. Zastanawiam się tylko w jaki sposób malutka paczka priorytetowa idzie do mnie miast 3 dni, to ponad 2 tygodnie ;/

piątek, 4 września 2009

Pyszna konkurencja

Dzisiaj tematem moich badań stały się 2 egzemplarze nutelli. 2 słoiczki tej samej wielkości, bardzo podobnie wyglądające, z zewnątrz różniące się szczegółami. Dlaczego w ogóle się różnią? Otóż przedstawiam Wam zestawienie 2 różnych ukochanych smarowideł czekoladowych, numer 1 (lewy słoiczek) to wyrób pochodzący z Niemiec, numer 2 (prawy) to nasza rodzima już produkcja.

Optycznie prezentują się bardzo podobnie, układ grafiki przedniej jest identyczny,jednak w wykonaniu można dostrzec różnicę. Nadruk na przedniej ściance nr1 zapewnia nas (oczywiście w języku niemieckim), iż specjał wyprodukowany jest z 1/3 litra najlepszego chudego mleka. Nr2 posiada na wieczku plakietkę z napisem "Z POLSKIEGO MLEKA". "Najlepsze chude" jakoś do mnie bardziej przemawia : ) Co ciekawe aczkolwiek dziwne Niemcy napakowali do takiego samego słoika 50g więcej pysznej czekolady! To znaczy aż 400g zamiast 350g.Nie wiem jak to jest możliwe skoro pojemnością słoiki są identyczne. Niemiecka jest cięższa??? Jedno jest akurat wiadome - posiada więcej walorów i wartości odżywczych niż nasza rodzima. Nasza posiada 530kcal w 100g produktu natomiast jej siostra legitymuje się 533kcal. Co prawda nie są to duże różnice ale w każdym współczynniku nr1 wygrywa. Jedynie współczynnik tłuszczu jest taki sam.Są jednak rozbieżności co do podanych witaminek, u nas brakuje wykazu wapnia, u nich - fosforu. Możemy jednak snuć wizję co do tego, że małe niemieckie dzieci są silniejsze i zdrowsze od ich rówieśników zza granicy wpieprzających na śniadanie mniej kaloryczną nutellę "Z POLSKIEGO MLEKA".Właśnie... może z tym mlekiem jest coś nie tak?

Teraz czas na to na co wszyscy czekali. Mało kogo obchodzą cyferki kiedy stoją przed nim 2 słoje czekolady. Gdy otwieram nasz produkt do mojego nosa dochodzi mocny, wyraźny aromat czekolady.Mam ochotę się na nią rzucić,niestety muszę dokończyć test... Po uchyleniu wieczka nutelli z Frankfurtu, powoli dochodzi do mnie delikatna nuta orzechów laskowych,którą znacie z innych produktów Ferrero. Wiem, że ją znacie :) Ten subtelny zapach zaprasza nas do środka słoika żeby zaraz zamknąć za nami pokrywkę, walnąć mocno w głowę aromatem i napawać nas czekoladowymi iluzjami. Kuszące i niebezpieczne :) Po spróbowaniu obu smaków donoszę iż : smak niemieckiej jest równie gładki co jej aromat, delikatny i subtelny. Polska czekolada przy niej to propozycja dla hardcore'owców którzy lubią poczuć orzech! Smak jest wyrazisty, bardziej czekoladowy, bardziej orzechowy :) Natomiast cyferki na pudełkach sugerują stosunek odwrotny, ponieważ odtłuszczonego kakaa - niemiecka ma o 0,1% więcej! Czy to na prawdę sprawka mleka?

Przechodząc do werdyktu, chciałbym zauważyć , iż każdy ma odmienne gusta i jeden woli ostrzej, inny łagodniej :) Moim faworytem pozostał produkt z Frankfurtu ponieważ przyjemności starcza na dłużej, o 50g! xD Tak na serio to obie są godne polecenia, obie są wspaniałe. Zachęcam do spróbowania wyrobów pod tym samym szyldem ale z innego kraju. Sam niedługo zabiorę się za Heinekena, tym razem oryginalnego.(poleconego przez Kit.) Jeżeli uda mi się zdobyć, porównanie oczywiście się pojawi :)

Chciałbym podziękować P. za niemiecką nutellę :) Bez niej nie powstałby ten tekst.

O początku od początku i o psach

Witam, jestem sobie Wilk i właśnie przypomniałem sobie, że muszę nakarmić moje psy. Założyłem bloga,ponieważ obserwuję codzienne wypociny Cookie Monstera ( http://cookierides.blogspot.com/ ) i zdałem sobie sprawę, że i ja muszę ćwiczyć pismo,że i ja mam coś czasem do przekazania, że zawsze chciałem coś pisać. Nie silę się na mega poprawność językową i na ynteligęcję spływającą z postów. Na pewno czasem przesadzam z niby inteligentnymi wypowiedziami, na pewno czasem z frustracji i braku pomysłu klepnę czołem o klawiaturę i co wyjdzie opublikuję. Takiż ten post również jest - gówniany, nie dopracowany, pisany od razu na czysto :P A propos psów, moje stado liczy całe 2 kundla. Babcia i młodzian. Jest wesoło,bo czworołapy uzupełniają chatę niesamowicie. Wie to każdy właściciel psa. Bo kiedy tego psa zabraknie, to nikt pod stołem się nie czai, nikt nie przechodzi między nogami, nie zaszcza łóżka i nie da spać. Może bez nich życie byłoby wygodniejsze, ale o ile uboższe w tą najprostszą odmianę ciepła.Bo przecież psiowi nie musimy okazywać wyszukanie wyższych uczuć.Wystarczy głaskanie i micha. A od nich uczymy się od podstaw tego,czego często się zapomina.
No to było uczuciowo i przytulaśnie,a teraz wstaję i idę napełnić miski moim psiochom. Idź pogłaszcz swojego psa,kota czy chomika.